Dzisiejszy artykuł rozpoczyna cykl wywiadów z organistami, którzy dzięki swojej pracy oraz pasji do gry i śpiewu weszli na wyżyny posługi organistowskiej w parafiach. Mam przyjemność przedstawić Tomasza Ziętego - młodego chłopaka na co dzień posługującego w parafii w Śnieciskach nieopodal Środy Wielkopolskiej. Z Tomkiem poznaliśmy się w Studium Muzyki Kościelnej Archidiecezji Gnieźnieńskiej, a dodatkowo w grudniu 2023 roku akompaniował mojemu chórowi parafialnemu podczas uroczystego koncertu kolęd w Tulcach.
Bardzo dobrze pamiętam brzmienie organów w moim kościele parafialnym pw. Św. Marcina w Śnieciskach jeszcze ze swojego dzieciństwa. Zawsze siedząc w ławce myślałem o tych dźwiękach, a one sprawiały, że czułem to sacrum, które jest potrzebne do modlitwy. Organistą był wtedy śp. Józef Boroniec – pamiętam jego przyjemną harmonię, a do tego wspaniały, klasyczny głos. To były czynniki, które wywołały we mnie spore zainteresowanie muzyką kościelną. Przygodę z klawiszami rozpocząłem stosunkowo późno – w wieku około 13 lat. Zapisałem się do ogniska muzycznego w Zaniemyślu, gdzie nauczycielem fortepianu był tamtejszy organista – śp. Bernard Tłok. To dzięki jego inicjatywie zacząłem myśleć o sobie, jako o przyszłym organiście. On zaszczepił we mnie pewność, że to dla mnie. Nauczył mnie grać pierwsze pieśni, nauczył grać na organach rękoma i nogami jednocześnie. Posługa w parafii zaczęła się, kiedy nasz organista – p. Józef zachorował i jego córka zadzwoniła z prośbą, żebym zagrał za niego w Uroczystość Wszystkich Świętych – 1 listopada 2013 roku.
Tak! Pamiętam, że szybko złapaliśmy dobry kontakt. To był owocny, dobry czas. Oczywiście, nie obyło się bez trudności, ale mając określony konkretny cel, udało się go osiągnąć (uzyskanie dyplomu). Nauka w Studium była bardzo praktyczna. Najbardziej podobały mi się oczywiście zajęcia z gry na organach. Uwielbiałem grać pieśni i ubogacać harmonię. Miałem kilku nauczycieli, ale od każdego wyniosłem konkretną wiedzę i umiejętności.
Gram tam od ponad 11 lat. Zazwyczaj jestem w każdą sobotę i niedzielę oraz inne uroczystości. Często też jestem w środy, kiedy sprawowana jest Msza Święta wotywna o NMP Nieustającej Pomocy. Do moich obowiązków należy akompaniament liturgiczny, śpiew, akompaniament scholi dorosłych a także dobór śpiewów. Myślę, że największym wyzwaniem jest walka, żeby nie wpaść w monotonię. Każda Eucharystia przebiega w zasadzie tak samo, z drobnymi różnicami. Łatwo można popaść w rutynę. Jednak, kiedy uświadamiam sobie, że każda Msza Święta jest Ofiarą tu i teraz, to staram się otwierać na Łaskę i grać w taki sposób, żeby nie było słychać rutyny, a czuć, że jest to adekwatne do danej treści.
Śpiew ludu! Tak! To prawdziwa radość i satysfakcja, kiedy gram i słyszę, że ludzie “na dole” śpiewają dość głośno i rytmicznie. Mam wtedy poczucie, że to, co robię angażuje wiernych i pomaga im się modlić. Jeżeli chodzi o liturgię, to moim ulubionym okresem jest Triduum Paschalne. Różnorodność śpiewów i przebieg tej trzydniowej Liturgii są wspaniałe, a wielkanocne pieśni niosą majestatyczną radość ze Zmartwychwstania Pańskiego.
Obecnie nie chodzę na regularne lekcje, jednak staram się doskonalić swój warsztat poprzez analizę różnych opracowań harmonicznych i słuchanie sporej liczby wykonań przez innych. Często też nagrywam siebie, później słucham i zapisuję, co powinienem poprawić i co mógłbym zmienić.
Nie wyobrażam sobie życia bez posługi organowej w kościele. Jest to moją codziennością i trudno byłoby to zmienić. Czy zostanę w swojej parafii rodzinnej – nie wiem. Chciałbym trafić do miejsca, gdzie muzyka liturgiczna byłaby jednym z najważniejszych elementów życia parafialnego.
Mam, np. awarię instrumentu na 5 minut przed planowanym ślubem. Po włączeniu silnika okazało się, że powstało jakieś zwarcie i padła spora część traktury elektromagnetycznej. Ślub był raczej przy cichym akompaniamencie, zamiast potężnym brzmieniu.
Spodziewałem się tego pytania. :) Hmm, nie wiem, czy możemy powiedzieć, że muzyka to matematyka, ale obydwie dziedziny mają ze sobą bardzo dużo wspólnego. Niewątpliwie muzyka opiera się na matematyce, szczególnie, kiedy mówimy o metrum i wartościach nutowych. W muzyce mamy więcej możliwości interpretacji dzieł, choć nie powiem – w matematyce też zadania można rozwiązać na kilka sposób. :)
To prawda. Nadzwyczajną formę rytu rzymskiego zacząłem poznawać około 6 lat temu. Przeczytałem kilka książek, obejrzałem sporo materiałów i doszedłem do wniosku, że to jest to, czego potrzebuję. Potrzebuję całkowitego sacrum w liturgii, która będzie przebiegała w spokoju. Mnogość znaków i symboli, które pojawiają się na Mszy Trydenckiej ukazuje bogactwo obrzędów, które mają przecież unosić duszę człowieka ku Bogu. To się tam dzieje! Co do szat i naczyń – myślę, że kiedy są wykonane ręcznie i z należytych materiałów, to są przejawem szacunku do Pana Boga. Msza Święta to Najświętsza Ofiara, a Ona winna być składana z należytą czcią i szacunkiem w szatach, które będą to symbolizowały. Symbole liturgiczne są piękne. A jeszcze piękniejsze, kiedy wiemy, co lub kogo oznaczają. Zachęcam, żeby to zgłębiać.
Tak – przede wszystkim śp. Jacek Rządkowski (był wspaniałym organistą, który przede wszystkim stawiał na majestat organowego brzmienia), Kamil Steć i Arkadiusz Popławski. Słucham ich nagrań bardzo często, które są bogatym źródłem inspiracji.
Tomkowi bardzo dziękuję za poświęcony czas i wyczerpujące odpowiedzi. Mam nadzieję, że jego historia pokazała Wam, jak fascynująca, a czasem nieprzewidywalna potrafi być posługa organisty w kościele!
©Jakub Brandt 2025